piątek, 11 maja 2012

NEW IN: strusiowa torebka w pięknym błękicie


Nowe Maleństwo :) Torebka zakupiona w Parfois za ok. 130zł. Nie za mała, nie za duża. Obecnie moja ulubienica. Oczywiście chciałam kupić jakąś czarną, ale wyszło jak wyszło... Nie mogłam przejść obojętnie obok tego koloru ;)

niedziela, 6 maja 2012

Podzieliłam blogosferę, czyli gdzie jest tłok i jak budować swoją markę

Dziś "wylewam swoje żale" i jestem bardzo krytyczna. Jeśli nie masz ochoty na czytanie całej prawdy o blogosferze - naciśnij czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu.


Blogi modowe wyrastają jak grzyby po deszczu, będąc skutkiem programów telewizyjnych, wywiadów z blogerkami w gazetach (ostatnio tekst o blogerkach zamieściło Elle) itp., bądź też będąc efektem długotrwałego obserwowania innych i chęci pokazania się i "dołożenia swoich pięciu groszy". Mój blog narodził się w ten drugi sposób, gdy blogerzy nie byli jeszcze tak częstymi gośćmi telewizji śniadaniowych.

Muszę się także wytłumaczyć, że nie chcę tutaj pozować na "fielkom blogerke" a jedynie podzielić się własnymi przemyśleniami na temat blogosfery, a dokładniej światka szafiarskiego. Blogi leżą w moim kręgu zainteresowań zarówno prywatnych, jak i naukowych. Jak niektórzy wiedzą, a niektórzy nie, zaznajamiam się z marketingiem i szczególnie fascynują mnie jego nowe obszary zastosowań, jakie daje nam technologia i Internet. Rozwój Web 2.0 to moja pożywka.

Myślicie sobie, że skoro znam się na marketingu, to pewnie najbardziej interesuje mnie reklama na blogach, a wcale tak nie jest. Sprzedaż powierzchni reklamowej pod bannerek to niewykorzystywanie potencjału bloga. Sprzedaż treści dzięki swojej osobie - to już coś. Trzeba jednak wybudować silną, konkurencyjną markę. Tak, każdy bloger ma swoją markę. Tych, którzy nie rozumieją, odsyłam do dowiedzenia się, czym jest personal branding.

Główną zaletą blogów jest nieograniczoność, niezależność i nietypowość. W ten sposób buduje się dobrą markę. Dobry bloger odstaje od reszty, odróżnia się. Gdyby jednak przyjrzeć się naszym blogerkom, to...

Zbudowałam mapę percepcji na podstawie mojego własnego, indywidualnego postrzegania blogosfery modowej. Podział jest, jak sądzę, bardzo intuicyjny i jasny. Mamy minimalistki i blogerki, które ubierają się bardziej we włoskim stylu, pełnym przepychu. Mamy street style, modę uliczną i codzienną, a na drugim końcu high fashion, ubrania od projektantów bądź z drogich sklepów. Jeżeli to już mamy jasne (tego, czym jest mapa percepcji tłumaczyć nie będę: domyślicie się albo poszukacie w google) to możemy dojść do najfajniejszej części zabawy.

Podzieliłam blogosferę. Według własnego widzimisię. Podział został dokonany po długiej obserwacji uczestniczącej i nie ma na celu obrazy jakichkolwiek osób, a jedynie unaocznienie sytuacji widzianej moimi oczami.




Ciekawie, co? Mapa percepcji ma na celu ukazanie miejsc zatłoczonych i miejsc, gdzie są szanse na wypromowanie się. W moich oczach, oba dolne segmenty związane z określeniem "street style" są już zatłoczone i zapchane na maksa. Napisałam kilka linijek wyżej, że dobry bloger się wyróżnia. Niestety takich jest coraz mniej. Najbardziej odstająca osoba w moim mniemaniu? Tamara z bloga Macademian Girl. Choć po tym tekście może przybyć jej trochę naśladowczyń, które nieudolnie będą chciały się repozycjonować w to miejsce. Niestety muszę je uprzedzić i dodać, że to bardzo trudny segment, balansujący na granicy kiczu.

Zatem kogo mamy?

Maffashionistki - to ich jest najwięcej. Buntowniczki z wyboru, chodzą w okularach lenonkach i potarganych ciuchach, noszą oversize'owe koszule i są jak Mary-Kate. Naśladują Maffashion, ale im to nie wychodzi.

Nudziary - prowadzą bloga modowego nie wiedzieć po co. Ubierają się przeciętnie i nie mają nic do przekazania. Nikt tu się nie wyróżnia. Brak marketingowych szans na wyjście z cienia (chyba, że się zmienią).

Tandeciary - wyglądają jakby jeszcze chwilę temu nosiły tipsy i chodziły na solarkę, zakładając różowe ciuszki. Blond włos i braki w inteligencji.

Wanna be - chcą być superblogerkami, proszą by je obserwować, są na maksa socializerkami. Zapominają, że poza siecią kontaktów trzeba mieć jeszcze kontent.

Gimnazjalistki - łączą w sobie wszystkie powyższe. Opisują dodatkowo swoje przeżycia szkolne i to, że muszą się uczyć matematyki.

Lumpeksiary - lumpeks to ich królestwo. Potrafią znaleźć perełki, ale czasem wmawiają sobie, że perełką jest rzecz absolutnie beznadziejna. Noszą za duże ciuchy. Są vintage.

Indywidualistki - odcinają się od reszty, są inteligentne i piszą długie teksty na blogach, których nikt nie czyta (pozdro). Rzucają żartami, których pozostałe koleżanki niestety nie rozumieją.

Performerki - ubierają się odważnie i ciekawie, ale tylko do zdjęć. Spotkane na ulicy wyglądają jak maffashionistki albo nudziary. Sztuka dla sztuki. Odcięte od rzeczywistości, rozbierają się przy -20.

Bogate fashionistki - córki premierów albo inne, wymieniające całą garderobę co sezon. Połowa ich ciuchów pochodzi z Zary. Są zawsze na czasie i nigdy nie pokazują się w tym samym dwa razy. Mało kreatywne. Ale za to światowe.

Trendsetterki - budzą zachwyt i podziw, ale mogą spotykać się z brakiem zrozumienia. Noszą sandały w marcu i futro w październiku. Fashionistki pełną gębą. Tworzą własne ciuchy i znają się osobiście z projektantami.


Jak tak śmiem? Ano śmiem. I zapraszam do dyskusji. Czy widzicie gdzieś szanse dla blogosfery? A może są jeszcze jakieś segmenty, których nie dostrzegam?

No i to, co mnie interesuje: czy blogerki intersują się w ogóle budowaniem własnej marki? Która z was zastanawia się nad tym, czy prowadzenie bloga jej pomoże, czy może zaszkodzi w karierze? A może studiujecie psychologię i uważacie prowadzenie bloga za łatwą pracę? Czy zastanawiacie się, gdzie na mojej mapie percepcji jest miejsce dla was?