wtorek, 31 lipca 2012

Co robi szafiarenka, gdy jej nie ma?

Co robi szafiarka, szafiarenka, szatniarka itp., itd., gdy odchodzi z bloga? I dlaczego to robi? 


Trudno to sobie wyobrazić, ale czasem nawet największe głowy i najbardziej kreatywne osobistości przestają zaskakiwać, albo - co gorsza - przestają mieć chęci zaskakiwać. Nagle wywalają 3/4 zawartości swojej szafy z sosny na łóżko, podłogę, stół i krzesła i deklarują Ukochanemu "w tym już nie będę chodzić". A ten bidulek już załamuje ręce, bo skoro jednego się chce pozbyć to zaraz kupi następne...

Albo na jakiś czas szafiarenka odcina się od światka blogowo-modowego, bo ma sesję, pracuje, ogólnie nie ma na to czasu i gdy ma chęć wrócić okazuje się, że nikt jej już tu nie chce oglądać, albo, że wszystkim się przejadło.

A najgorzej, gdy przejadło się jej.

Albo gdy nie ma pieniędzy. I jak tu przez kilka miesięcy nie pochwalić się niczym nowym? Wstyd i hańba dla szafiarenki.

Zdarza się też, że w międzyczasie szafiarenka odkrywa sens swego życia, tao, swoje nowe ja. Już nie chce nosić różowego - teraz przygarnia do serca glany. Kręci włosy albo je prostuje, zmienia ich kolor, bo przecież zmiany wewnętrzne najlepiej zasygnalizować na zewnątrz. Wywala wreszcie kilka par niewygodnych, lansiarskich butów, których noszenie wiązało się z bezsensownym cierpieniem. Przegląda swoją szafę, postanawia dokonać w niej radykalnych zmian. Koniec z nietwarzowym fioletem i głupimi fasonami, które trzeba było kupić, bo są must have'ami tego sezonu.

Życie szafiarenki wcale nie jest takie proste. Nie polecam. Lepiej nią nie być. Nie trzeba się denerwować, że w tym tygodniu nie wrzuciłaś trzech postów, nie kupiłaś sobie nic nowego i nikt nie rozpoznaje ciebie, wielkiej sławy, na ulicy.


Dlatego warto przejść na minimalizm. Powiadam wam.

To trochę jak wyznawanie nowej wiary i zaprzeczanie starym ideałom, no ale każdy się starzeje i do każdego kiedyś przychodzi ta zmora. Zmora woła "weź zrób coś!". A minimalizm wcale nie jest nudny. I wcale nie musi być monochromatyczny.

Póki co minimalizm jest dla mnie jak pociągający romans, który może przerodzić się w długotrwałą miłość... Ale nie chcę krzyczeć "patrzcie, od dzisiaj jestem minimalistką!", bo nie o to chodzi. Samodefiniowanie po przejściu kilku kroków na nowej drodze też jest złe. I głupie.

Jak niektórzy spostrzegawczy zauważą, lepsza jestem w pisaniu niż w wyglądaniu. Ale skoro na wstępie obiecałam, że pokażę, czym szafiarneka zajmowała się i jak wyglądała w czasie swej nieobecności - proszę bardzo ;)