Oryginalne kalosze Hunter (kupione w sklepie Schaffaschoes) /Hunter original black wellies (bought at Schaffashoes)
Kłi kłi kłi, moja pierwsza para kaloszy Hunter (bo kalosze kiedyś, będąc dzieckiem, nosiłam). Sądząc po ich wykonaniu, śmiem twierdzić, że pierwsza i ostatnia. Wybrałam wersję matową, bo podobno są bardziej gibkie, klasyczne no i takie tam. Myślicie, że jak nasmaruję je czernidłem do opon (słyszałam, że to dobry substytut Hunterowego psikadła) to nabiorą trochę połysku? Poza tym... na deszczu nikt nie będzie patrzył, czy kalosze błyszczące, czy matowe, więc czym ja się przejmuję ;)
Kupiłam je, korzystając z obniżki -60% w sklepie Schaffashoes. Zamiast około 500zł (tyle kosztują w Heavy Duty) zapłaciłam 175zł. Dla niektórych to wciąż dużo jak na kalosze, wiem. Sama nosiłam się z zamiarem ich kupna już od dawna, aż w końcu się zdecydowałam. Wydaję to, co mam, nie oszczędzam na trumnę. Gospodarka się kręci i nie ma w Polsce kryzysu. To mój pierwszy, uproszczony wykład z ekonomii dla mas. Tylko się nie śmiejcie - jak trzeba, to pokażę odpowiednie wykresy, np. wydatki przeznaczane na zakup nowych produktów tekstylnych, a zadowolenie z życia i subiektywne odczuwanie szczęścia.
Okej, no to deszcz poproszę ;)